poniedziałek, 28 maja 2012

.Rozdział 4.

*Oczami Abbie*


Zanim się zdążyłam obejrzeć już przekroczyłam próg mojego domu i zatrzasnęłam za sobą drzwi. Mama widząc moją mało rozentuzjazmowaną minę stanęła mi na drodze i usiłowała wydusić ze mnie o co mi konkretnie chodzi. Wyraźnie to zignorowałam wysyłając jej znaczące spojrzenie, co najwidoczniej ją przekonało. Wchodząc do mojego pokoju zahaczyłam wzrokiem o moją szkatułkę ze świstkiem papieru, ale nie miałam najmniejszej ochoty jej otwierać. Opadłam na łóżko i zaczęłam myśleć.To takie bez sensu. Bez przerwy żyję przeszłością nie zwracając uwagi na teraźniejszość, co sprawia, że moja przyszłość zapowiada się coraz gorzej. Co z tego, że kiedyś byłam głupia i popełniłam błąd. Urodziłam kiedys dziecko, które obecnie nawet nie wiem gdzie jest, i być może mam czasami wyrzuty sumienia, ale wiem, że zapewne nadal żyje bo jest w dobrych rękach.
Uśmiechnęłam się do siebie trochę to wymuszając i zasnęłam.

***

Ze snu wyrwał mnie głośny śmiech i opadająca prosto na mnie Alice. Przetarłam oczy i przez mgłę starałam się odczytać godzinę na zegarku. Była dokładnie piąta nad ranem.
- Jak ty tu weszłaś ? - ziewnęłam i wlepiłam wzrok w moją kompletnie pijaną przyjaciółkę
- Przecież wiem gdzie trzymasz klucze - Alice zaczęła rozglądać się po pokoju w poszukiwaniu obiektu, na który mogłaby zwymiotować
Zrobiło mi się jej szkoda, a zarazem niedobrze na jej widok, chociaż kiedyś właśnie tak wyglądała moja codzienność.
- A po co tu przyszłaś ? - przymknęłam lekko oczy
- No bo jakoś tak. I źle się czuję. I poznałam cudownego bruneta. - rozmarzyła się Alice - Miał na imię... Emm... - zaczęła się zastanawiać
- Czyli z kolejnym się przespałaś i nawet nie pamiętasz jego imienia ? - zaśmiałam się i szczerze mówiąc wcale mnie to nie zadziwiło
Czasami brakowało mi tego, że nie pamiętałam tego co się cały dzień działo i tego zadziwienia rano, jak leżał obok mnie jakiś półnagi i dość przystojny facet. W sumie patrząc z tamtego punktu widzenia to było dość fajne. Nie wiem sama dlaczego teraz nie potrafię się po prostu dać ponieść emocjom.
- Zayn ! - nagle wykrzyknęła Alice po przemyśleniach o tym, jak na imię miał boski brunet
Na początku się trochę zdziwiłam, ale w sumie to była dla mnie codzienność. Klasyczny schemat : Alice do mnie przychodzi, opowiada o cudownym mężczyźnie, który miał okazję ją przelecieć, a potem go i tak nigdy więcej nie spotyka.
Raczyłam nic nie mówić o tym, że znam Zayna i po prostu uśmiechnęłam się do przyjaciółki, która wyjęła spod swojej kurtki piersiówkę wypełnioną Jack'iem Daniels'em i wyciągnęła w moją stronę.
- Chyba nie - spojrzałam na nią kątem oka lekko odwracając głowę
- Przestań, uciekasz przed sobą. Ta teraz, to nie ty - mrugnęła do mnie, położyła trunek przede mną i wyszła z mojego pokoju przez okno.
Alice miała tendencję do opuszczania mnie i urywania chwil w dziwnych momentach, ale w sumie zawsze mi pomagała i miała zazwyczaj rację, więc nie mam jej tego za złe.
Wzruszyłam do siebie ramionami i nim się obejrzałam opróżniłam całą zawartość "naczynia", a we wnętrzu siebie czułam przyjemne ciepło. Kręciło mi się w głowie i nie wiedziałam co się dzieje, Przypomniało mi się wszystko co działo się kiedyś. Chciałam spróbować tego znowu. Chwiejnym krokiem poszłam do kuchni i kilkoma dużymi łykami opróżniłam do połowy butelkę z whiskey, a później puszkę piwa. Z kieszeni wyjęłam telefon i wykręciłam numer Louisa.
- Przyjedź po mnie - wyszeptałam do słuchawki po usłyszeniu cudnego głosu Lou
Szybko rozłączyłam się i w samej pidżamie składającej się z zbyt luźnej koszulki i fig wybiegłam na dwór i kierowałam się w kierunku, z którego miał pojawić się Lou.

*Oczami Louisa*

Jadąc samochodem rozglądałem się za smukłą postacią idącą zapewne chwiejnym krokiem po chodniku, albo po środku jezdni. Po pewnym czasie ją zobaczyłem. Śmiała się do samej siebie, ciągle się potykała, a włosy opadały na jej twarz. Kiedy zatrzymałem się przy niej usiadła na siedzeniu obok mnie i przez chwilę przyglądała mi się nieruchomo.
- No co ? - przyglądała się mi z przygłupawą miną i ustami wygiętymi w ironiczny uśmiech
- Nic nic - wymamrotałem i odchrząknąłem ruszając dalej
Przez dłuższy czas nie odzywaliśmy się do siebie, jedynie Ab mamrotała coś pod nosem, jednak regularnie spoglądaliśmy na siebie kątem oka.
  Szczerze mówiąc, to sam nie wiem dlaczego ją zostawiłem. Patrząc teraz na nią, widzę co straciłem i jak zdążyła się stoczyć przez ten cały bieg zdarzeń. Widząc ją z potarganymi włosami, chudziutką i śmiejącą się ze świata uświadomiłem sobie co straciłem, ale przecież nie zamierzałem całemu wszechświatowi wylać wszystkich moich uczuć i przemyśleń.
- A pamiętasz jak się kochaliśmy ? - Abbie przygryzła wargę i położyła rękę na moim kolanie, co wydało mi się conajmniej niezręczne
- Mhmm... - nadal byłem wpatrzony w drogę przed sobą, chociaż już mniej skoncentrowany z powodu przystawiającej się do mnie byłej dziewczyny
- Fajnie byłoo - uśmiechnęła się do mnie i ponownie pogładziła moje kolano kierując przy tym ręką ku górze - Kiedy byłeś przy mnie, rzeczywistość była lepsza niż sen
Może to wydać się chamskie, ale tylko się na nią spojrzałem i uśmiechnąłem jak najszczerzej potrafiłem.
- No fajnie. - tylko to zdołałem z siebie wydukać zastanawiając się, czy przypadkiem nie wykorzystać kompletnie pijanej dziewczyny od której bije urodą
- No i potem urodziła się Jane. Pamiętasz Jane ? Nie.. Nie pamiętasz. Śliczna była, taka mała - Abbie zaczęła się rozczulać, ale nie wiedziałem za bardzo o co chodzi, czego można było się omyśleć po moim wyrazie twarzy
- Jane, twoja córka, po tobie była taka śliczna - pocałowała mnie w policzek
Nie mogłem uwierzyć. Nie zwracając uwagi na resztę świata zatopiłem się w przemyśleniach, a ostatni dźwięk jaki usłyszałem był piskiem opon i trąbieniem przez uderzający w nas samochód.

____________________________

Ta, myhym. Wyszłam z wprawy w pisaniu i ten rozdział to CHYBA kompletna porażka. Po długiej przerwie nikt pewnie nie pamięta o tym blogu, ale przypomnę trochę na twitterze. Napiszcie (jeśli to czytacie) co sądzicie o tym rozdziale czy coś, jakieś uwagi, bo ja umieram z powodu mojego zahamowania w wenie twórczej, a to mi może by dało coś do myślenia >.<

@eatcarrotsordie

wtorek, 24 kwietnia 2012

P R Z E P A S Z A M !

Na komputerze już mam napisany PRAWIE cały rozdział 4, ale nie wiem czy go opublikuję w najbliższym tygodniu, bo przyjeżdżają do mnie koleżanki na cały tydzień, a przy nich nie chce mi się pisać : D
Muszę go jeszcze jedynie dokończyyć .
W sumie to nie wiem czy ktoś czyta tego bloga, ale postanowiłam powiadomić :D

@eatcarrotsordie

wtorek, 17 kwietnia 2012

.Rozdział 3.

 Jak już tak baaardzo nie chcecie mi skomentować bloga, to chociaż kliknijcie w ankietę----> ♥

_________________________________________________*

(...)Spokojnie, nie gryzę, a nawet jeśli to zapewniam, że by ci się spodobało - przygryzłam wargę i lekko się zaśmiałam.

*Oczami Harrego*

To co do mnie właśnie powiedziała wywołało u mnie niejednoznaczne myśli. Sam nie wiem, czy to dobrze czy też nie, bo nigdy nie lubiłem pożądać kobiet, które nie pożądały mnie. Intrygowała mnie ta dziewczyna, chociaż nie patrzyła na mnie tymi swoimi błękitnymi oczami w ten sposób, w jaki chciałbym, żeby patrzyła. Wręcz przeciwnie. Gdy jej tęczówki były skierowane w moją stronę można było odczytać w nich pogardę. Nie wydawało mi się, żeby mnie lubiła., a co dopiero czuła coś na kształt zauroczenia.
- Chcesz coś do picia ? - przygryzłem dolną wargę i wlepiłem wzrok w Abbie
- Mogłabym chcieć - uśmiechnęła się unosząc brwi, ale ani na chwilę nie przenosząc wzroku na mnie
- Ale ? - czując już, że jestem w pewnym stopniu na przegranej pozycji kontynuowałem mało fortunną rozmowę
- Ale nie chcę - zmarszczyła nos i energicznie wstała kierując się do łazienki

*Oczami Abbie*

- Co ja tutaj kurwa robię ? - powiedziałam do siebie i spojrzałam w lustro opierając się o brzeg umywalki
Sensownej odpowiedzi na to pytanie nie potrafiłam znaleźć. Jestem w domu mojego byłego chłopaka, który sprawił, że moje życie zrobiło obrót o 180 stopni, złamał mi serce i w sumie nawet nie wiem dlaczego tu jestem. Może to wszystko przez ten moment tęsknoty do  tego kretyna mnie tu zwołał,albo może to zwykłe przeczucie, że może przez to cokolwiek w moim życiu ulegnie zmianie.
Na początku byłam zwykłą dziewczyną, później szaloną nastolatką, której nikt nie był w stanie przemówić do rozumu, która niszczyła swoje ciało na wszelkie sposoby, a teraz stałam się zamkniętą w sobie, szarą i cichą osobą z rozdartą osobowością.
Krzywo spojrzałam się w swoje odbicie w lustrze.
- Jaka ja jestem żałosna - zaśmiałam się samej sobie w twarz
- Nie jesteś - zza pleców usłyszałam znajomy głos
Nie odwracając się, kątem oka zobaczyłam Loczka. Podchodził do mnie coraz bliżej, aż w pewnej chwili położył swoją rękę na moim ramieniu.
Przyznam szczerze, że nic do niego nie czułam, ani nic w środku nie przekonywało mnie do niego, ale wiedziałam, że to najwyższa pora, żeby przestać być tą żałosną i zranioną Abbie, wiecznie skuloną w swoim zrujnowanym świecie.
Odwróciłam się twarzą do Harrego i uśmiechnęłam się jak tylko najszczerzej potrafiłam.
Przybliżyłam się trochę bardziej do chłopaka, po czym pozwoliłam mu się pocałować. Usta miał nadzwyczajnie ciepłe, a rękoma obejmował mnie w pasie. Odgarnęłam swoje włosy do tyłu, po czym wpiłam się w usta Loczka przygryzając jego dolną wargę. Przejechałam dłońmi po jego torsie, a następnie ustami zjechałam na jego szyję zostawiając mu na niej czerwony ślad w postaci malinki. Jedną dłoń położyłam na jego policzku, a drugą pozwoliłam sobie wetknąć do tylnej kieszeni jego spodni. Z jego szyi swoje usta przeniosłam ponownie na jego wilgotne wargi, które czułam jak układają się w delikatny uśmiech. Myślami odpłynęłam gdzieś indziej i nie miałam pojęcia co się przez ten moment dzieje. Czułam się tak jakoś... Beztrosko. Poczułam jak ręka Harrego wędruje w stronę suwaka od mojej sukienki. Wyraźnie mnie to speszyło, ale starałam się nie dać po sobie tego poznać.  Kiedy czułam, że sukienka staje się coraz luźniejsza i powoli się ze mnie zsuwa już byłam prawie pewna jak to wszystko dalej się potoczy. Lekko odsunęłam się od chłopaka i cichym głosem wydukałam coś w stylu :
- Przepraszam... Nie... Nie teraz...
Półbiegiem opuściłam łazienkę i jakby nigdy nic usiadłam obok Nialla obżerającego się ravioli. Chyba byłam dość głodna, a moja głowa zaprzątnięta zbyt wieloma myślami, żeby zastanawiać się co robię, bo wlepiłam wzrok jak zahipnotyzowana w talerz i obserwowałam jak jego zawartość znika.
- Peszysz moje jedzenie - blondyn z ustami pełnymi od pierożków spojrzał na mnie ze zdziwieniem, jak mogę coś takiego w ogóle robić
- Tak ? Przepraszam - uśmiechnęłam się do niego udając, że rozumiem jego zachowanie i że jest to według mnie całkowicie normalne
Spojrzałam na tarczę zegara, który wskazywał 9:00 wieczorem.
- Ahm. Nie mówiłem ci. Niall uważa, że jedzenie to największa świętość i tej właśnie świętości poświęca całe swoje życie - spojrzał na mnie Lou próbując wytłumaczyć zachowanie kolegi
- Okej, zapamiętam - zaśmiałam się cicho i spojrzałam na blondyna, który wydawał mi się w pewnym sensie uroczy - A tak w ogóle, to dlaczego wy wszyscy mieszkacie tu razem ? - zaintrygowało mnie to pytanie
- Tak jakoś - powiedział Liam wzruszając ramionami
Z piętra dobiegł dość głośny krzyk, który mnie wystraszył i sprawił, że nie bardzo wiedziałam co się dzieje.
- Spokojnie - zaśmiał się Liam widząc moją zdezorientowaną minę - Zayn się z koleżanką bawi - zaczął śmiać się pod nosem
Rozejrzałam się po pokoju i faktycznie zauważyłam, że brakuje tu przystojnego Malika. No to wszystko się wyjaśniło. Pokiwałam głową przytakując, że zrozumiałam już całą sytuację.
Jednak zaniepokoił mnie brak powrotu Stylesa. Przeprosiłam kolegów z pokoju i ponownie udałam się do łazienki, chociaż nie byłam pewna tego co robię.
Przekraczając próg toalety zobaczyłam Harolda siedzącego na pralce z odchyloną głową i mamroczącego coś do siebie pod nosem. Poczułam w sobie potrzebę wyjaśnienia tego wszystkiego, chociaż od dawna z nikim o tym wszystkim nie rozmawiałam. Nienawidziłam swojej przeszłości, która nie zalicza się do godnej pochwały, ale może gdy się komuś wygadam, to poczuję się lżej.
 Usiadłam obok niego i przez moment panowała niezręczna cisza.
- Ja... - cicho zaczęłam
- Nie. Ja przepraszam. Znaczy no. Myślałem, że ty. Że no... No wiesz... - zaczął jąkać się Harry z nadzieją, że zrozumiem jego mało rozgarnięty układ słów
- Ja normalnie nie miałabym nic przeciwko. Ale no... - ucięłam w pewnym momencie swoją wypowiedź
- Ale co ? Jesteś jeszcze dziewicą ?
- No też właśnie... - zakłopotałam się trochę niefortunnym pytaniem zadanym bez większego stresu przez chłopaka - no też właśnie nie bardzo. - odwróciłam głowę w przeciwną stronę od miejsca gdzie siedział Harry, który nic nie powiedział tylko przyglądał mi się z pytającą miną
- I co zaszłaś w ciążę? - przyglądał mi się uważnie
- Ja może pójdę... - zacisnęłam wargi i zeskoczyłam z pralki w celu jak najszybszego opuszczenia tego miejsca
Harry złapał mnie za nadgarstek.
- Ab, ja przepraszam, nie wiedziałem... - starał się mnie nie wypuścić z rąk, ale na darmo bo szybko się wyrwałam i już po chwili kroczyłam chodnikiem w stronę domu z oczodołami wilgotnymi od napływających łez.

______________________________

Nikt nie czyta :D Szubiduridongdong xD
Cud, że napisałam bo ostatnio mam zapierdol w szkole.
Ktoś mi napisał, że mam się nie poddawać no i w sumie to prawda. Dziękiii ;**
Ale no nie lubię pisać dla samej siebie więc jeszcze to wszystko muszę ogarnąć :DD

@eatcarrotsordie

poniedziałek, 16 kwietnia 2012

.Rozdział 2.

Zapewne nikt nie przeczyta i nie skomentuje, więc nie wiem po co dodaję, wiec chyba niedługo usunę.
***

*Oczami Abbie*

Przez tamtą krótką chwilę, kiedy na niego potrzyłam moje serce znowu wracało do tamtego dziwnie pojebanego stanu. Tak, chodzi mi o zakochanie. Nie chcę znów popełnić błędu, chociaż wiem, że on zapewne nie da mi nawet szansy na jego popełnienie. Serce mówi pokochaj, rozum mówi olej. Mam nadzieję, że dam radę posłuchać tego drugiego. Idąc spowrotem nie unosiłam wzroku wyżej niż na poziom moich butów. W mojej głowie roiło się od pomysłów, jak zabić obecny w tej chwili smutek, ale nie chciałam im ustąpić. Nie będę tamtą Abbie, która niszczy swoje zdrowie i życie na wszelkie sposoby. Nie zniżę się do tamtego poziomu. Przynajmniej taką mam nadzieję.
Zza moich pleców właśnie dobiegł krzyk :
- Abbie !
Energicznie się odwróciłam i zobaczyłam Alice. Jak zawsze była ubrana w podarte rajstopy, glany, krótkie spodenki całe w ćwiekach, koszulkę Guns N' Roses i trzymała w dłoni do połowy wypalonego papierosa. Mimo tego, że tak strasznie dużo nas różniło, to byłyśmy przyjaciółkami. Ludzie patrząc na nas, kiedy czasami chodziłyśmy po ulicy zwykle mieli zdumione miny widząc kolorową postać z długimi blond włosami obok ubranej całkowicie na czarno dziewczyny z do połowy wygoloną głową.
Nie wiedziałam w sumie dlaczego do mnie biegnie, ale uśmiechnęłam się do niej i przystanęłam w miejscu. Podeszła do mnie i jak zawsze na powitanie dała mi całusa w polik, po czym odwdzięczyłam się tym samym. Alice zaciągnęła się dymem i nie wypuszczając go przyjrzała mi się z bliska swoimi ciemnobrązowymi oczami.
- Co jest ? - przechyliła lekko głowę wypuszczając cały dym na moją twarz
Przewachlowałam ręką przed moją twarzą żeby odgonić otaczającą mnie smugę dymu.
- A co ma być nie tak ? - zapytałam myśląc, że uwierzy, że wszystko jest w całkowitym porządku
Jeszcze raz spojrzała na mnie obserwując uważnie moje ruchy po czym przeczesała palcami swoje krótkie włosy.
- Przygryzasz poliki - poruszała brwiami - Daj spokój, za dobrze cię znam - z tylnej kieszeni spodenek wyjęła paczkę Malboro, po czym wyciągnęła w moją stronę
Nie wiedziałam co w tej chwili zrobić. Zawsze w taki sposób uciekałam od problemów, ale nie wiedzieć czemu przestałam. To zawsze dawało mi pewne ukojenie nerwów, a wszystkie problemy jakby szły z dymem. Pozwoliłam sobie poczęstować się jednym papierosem po czym go odpaliłam. Pierwsze zaciągnięcie przypomniało mi wszystkie popełnione przeze mnie błędy życiowe. Drugie wszystkie bolsne wspomnienia, a trzecie pokazało prawdę o moim życiu, co sprawiło, że jedna gorzka łza spłynęła po moim poliku zostawiając po sobie błyszczący ślad odbijający się w słońcu. Prawdę o tym, że tak na serio to nie mam nic.
- Chodź Ab, pogadamy sobie i poczujesz się lepiej - Al poklepała mnie po ramieniu i ruszyła pewnym krokiem przed siebie z nadziją, że podążę za nią, jak też właśnie zrobiłam
Jej pewność siebie zawsze mnie zachwycała. Była moim wzorem do naśladowania, chociaż wiedziałam, ze jest zepsuta jak nikt inny na tym świecie. Żyła imprezami, seksem i była obezwładniona wieloma nałogami.
- Jesteś szczęśliwa ? - odwróciła się w moim kierunku wlepiając we mnie wzrok
- Eh... Nie wiem jak to wszystko sobie poukładać - westchnęłam
-  Pytam się, czy jesteś szczęśliwa - wywróciła oczami
- No cóż, w moim świecie jest mi dosyć dobrze
- W jakim miesiącu się urodziłaś ? - uniosła lekko brwi
- W grudniu, bo co ? - przechyliłam głowę z powodu niezrozumiałego pytania
- Jednak niektóre pytania rozumiesz - wyszczerzyła się w moim kierunku - Najlepiej poukładasz sobie to wszystko sama
Miałam zaszczyt podziwiać jej dupę, w czasie kiedy coraz bardziej się oddalała. No to zostałam całkowicie sama. Poczułam wibrację telefonu i kiedy spojrzałam na ekran wyświetliło się zdjęcie marchewki. Dzwonił Lou. Drżącą ręką przycisnęłam zielony przycisk i delikatnym głosem powiedziałam :
- Halo ?
- Witam. Wpadniesz ?
Nawet przez słuchawkę czułam, jak w tej chwili się uśmiechał. Tak, wiem. Byłam obsesyjnie chora.
- Jeśli nadal mieszkasz tam gdzie mieszkałeś to będę za 5 minut.
Rozłączyłam się nie oczekując nawet na odpowiedź. Spojrzałam na zegarek, który wskazywał 18:32. Tak jak przewidywałam o 18:37 byłam pod domem Louisa. Zapukałam do drzwi, ale zamiast Lou drzwi otworzył jakiś chłopak z burzą loków na głowie.
- Jest Louis ? - nawet nie spoglądając na chłopaka szukałam znajomej postaci za jego plecami
Zza Loczka wychylił się rozpromieniony Pan Marchewa i obdarzył mnie uroczym uśmiechem.
- Poznam cię z kimś - zmierzył mnie wzrokiem od góry do dołu - To coś to na przykład jest Harry - wskazał palcem na stojącego obok niego chłopaka, który wyraźnie próbował złapać ze mną kontakt wzrokowy, co pozwoliłam sobie zignorować
Kiedy przekroczyłam próg domu oczy wszystkich były skierowane na mnie.
- No to tak, to jest Liam, to Niall - wskazał palcem na chłopaków - A Zayn gdzieś zniknął najwidoczniej - podrapał się po głowie
Po tych słowach ze schodów zaczął schodzić dość apetycznie wyglądający mężczyzna ubrany wyłącznie w spodnie, z czego wywnioskowałam, że to właśnie Zayn. Za nim zeszła dosyć ładna dziewczyna ubrana w zbyt luźną jak na nią białej koszuli.
- Nie wiedziałem, że będziemy mieli gościa - Zayn spojrzał na Lou jakby już wiedział, że to jego sprawka - Witam - skinął głową w moją stronę i odgarnął włosy
Miałam wrażenie, że każdy całą uwagę skupia teraz na mnie i nieodparte myśli, że wszyscy usiłują mnie poderwać, zwłaszcza Loczek, który przysiadł się do mnie, ale kiedy odwróciłam głowę w jego stronę lekko się odsunął sprawiając wrażenie, jakby się mnie bał.
- Spokojnie, nie gryzę, a nawet jeśli to zapewniam, że by ci się spodobało - przygryzłam wargę i lekko się zaśmiałam


_________________________________________

Takie trochę sranie w banię ; O
Średnio mi się podoba, no ale coś jest. Sama nie umiem jakoś określic czy rozdział jest krótki czy też długi, dlatego się nie wypowiem. Mam nadzieję, że da się go jakoś przeczytać do końca, ale pewna nie jestem.

@eatcarrotsordie

niedziela, 15 kwietnia 2012

.Rozdział 1.

*Oczami Abbie*

Moje życie już od samego początku nie było usłane różami. W sumie aż do dzisiaj takie nie jest. Moja historia jest nieco inna. Niektóre dzieci są rodzone przez kochające je matki i wychowywane w dobrobycie, inne dzieci to zwykłe wpadki nierozważnych nastolatek. Za to ja pewnego wrześniowego wieczoru zostałam podrzucona w koszyku pod dom pewnej kobiety, zwanej do dzisiaj moją mamą. W sumie to sama o sobie niewiele wiem. Nie wiem skąd naprawdę pochodzę, kto jest moją biologiczną matką, czy też jak wygląda mój ojciec. Daty urodzin ani nazwiska też nie znam. Zaszczyt miałam jedynie poznać moje imię, które było wypisane na pogniecionej kartce leżącej obok mnie w wiklinianym koszyku tamtego dnia. To dość smutne, że jedyną pamiątką po mojej prawdziwej rodzinie jest wygnieciona kartka z napisem - "Ma na imię Abbie". Ale przestałam się już nad sobą użalać, chociaż może wydać się żałosne, że każdego dnia przytulam do serca świstek papieru, tak jakby to była maskotka. Te wszystkie myśli w momencie przebrnęły przez moją głowę, zostawiając po sobie ślad w postaci jednej łzy spływającej po moim poliku, którą z resztą momentalnie otarłam udając, że nigdy ona ze mnie nie wypłynęła. Zamknęłam małą szkatułkę z moim jedynym skarbem i energicznie wstałam rozglądając się po pokoju. Pudełko odłożyłam na dość honorowe miejsce na półce przy biurku. Naprzeciwko mnie stało długie lustro ukazujące całą moją sylwetkę. Odgarnęłam niesforny blond kosmyk włosów, który właśnie opadł na moje jaskrawo-błękitne oczy i spojrzałam w swoje odbicie. Ujrzałam szczupłą dziewczynę z jasną karnacją, ubraną w kwiatowy sweter i legginsy. Kiedy podeszłam trochę bliżej do lustra zauważyłam małe piegi otaczające mój mały nos. Przeczesałam palcami włosy i uśmiechnęłam się ukazując idealnie proste zęby. Często dokonywałam analiz swojego ciała, które wydawało mi się czasami tak niedoskonałe, że popadałam w stany załamania i bezsensownej euforii, ale po pewnym czasie przemawiałam sama do siebie jakie to bez sensu. Życie mnie nie oszczędzało, ale nauczyłam się przez to, że nie należy gnić w smutku i rozpaczy, tylko pieprzyć całe nieuniknione zło znajdujące się wokół siebie. Dość dobrze mi było ze samą sobą. Większość moich ubrań była rodem ze sklepów z odzieżą używaną, ale nieco przerobiona przez moją artystyczną duszę. Nienawidziłam mieć na sobie tego, co mógłby mieć każdy. Zawsze coś przywiązałam do swojej odzieży, przycięłam, albo pochlapałam farbą. Czasami wyróżniałam się z szarej rzeczywistości, ale nie czyniło mnie to kimś popularnym. W skrócie mówiąc jestem w miarę pewna swojej osobowości, ale nie lubię mówić o swojej przeszłości, z której nie jestem w pełni dumna.
- Abbie ! - krzyczała moja "mama" z sąsiedniego pokoju dość głośno, jakby nie wiedziała, że nasz dom nie jest na tyle duży żebym nie usłyszała jej w jakimkolwiek zakątku tego budynku
- Tak... Mamo ? - to słowo czasami nie mogło przejść mi przez gardło, chociaż i tak bardzo kochałam tą kobietę, która wychowała mnie z taką troską
- Kurczak gotowy - powiedziała o ton ciszej opierając się o futrynę mojego wejścia do pokoju
- Chyba kpisz - prychnęłam cicho pod nosem spoglądając od góry na swoje ciało - Jak długo mam powtarzać, że nie przyczyniam się do cierpienia innych istot, dlatego też nie jadam mięsa ? - wywróciłam oczami opierając swoją rękę na biodrze
- Kochanie... Chudniesz w oczach... - Melanie [ bo tak zwała się moja mama ] zaczęła nerwowo pocierać ręce w oczekiwaniu na moją reakcję na te słowa
Wiedziała, że nie lubię, kiedy mówi się o moim ciele. Ogólnie nie lubiłam tematu, którym byłam ja.
- Zjem sałatkę - uśmiechnęłam się i wyminęłam mamę kierując się w stronę kuchni
Melanie tylko westchnęła bezradnie i oparła się ponownie o futrynę. Nie miałam szczególnej ochoty niczego jeść, zwłaszcza tej sałatki. Nie jestem anorektyczką, ani nie przeszłam na żadną dietę, tylko po prostu jestem rzadko głodna. Ubrałam buty i obwiązałam moją głowę zwiewną chustą. Byłam gotowa do wyjścia. Nie szykowało się żadne spotkanie, bo takich luksusów w moim życiu było niewiele. Chciałam się po prostu przejść i pobyć sam na sam z moimi myślami. Pewnym i dość zgrabnym krokiem przemieszczałam się po chodniku w zaskakująco szybkim jak na mnie tempie. Moja głowa w chwili obecnej była pusta i niezaprzątnięta żadną myślą. W pewnym momencie spuściłam głowę w celu spoglądnięcia na moje buty, co było skutkiem natknięcia się na jakiegoś przechodnia w postaci niezdarnego uderzenia o niego ciałem.
- Ja prze... - od dołu do góry zmierzyłam chłopaka wzrokiem, a kiedy zatrzymałam się przy jego oczach poznałam kim on jest - ...praszam. O cześć... - w tym momencie usiłowałam się uśmiechnąć, ale chyba ukazałam na ustach niezbyt przyjazny grymas
Spojrzałam najpierw na chłopaka, a później na dziewczynę, którą trzymał za rękę. Patrzyła na mnie z kpiącym uśmiechem i politowaniem w oczach, co najwyraźniej mnie nieco speszyło. Tak. To był Louis. Louis Tomlinson. Chłopak, którego plemniki wędrują po organizmach już wielu atrakcyjnych dziewczyn. Chłopak za którym kiedyś szalałam i szczerzę mówiąc, szaleję do dziś. Chłopak, który jak żaden inny namieszał mi w głowie jak i w życiu. Sama zaprzeczałam wszystkim tym myślom, ale tak było. Już dawno zakończyłam związek z nim, oraz jakiekolwiek nadzieje na szczęście u jego boku, ale "to coś" w nim nadal mnie przyciągało. Dość długo nie pojawiał się w moim życiu. Może gdyby tak zostało by było lepiej. Ale oczywiście los musi zrobić swoje... Po spotkaniu z nim bałam się, że wrócę do poprzedniego życia. Może czasami wydawać się, że jestem łagodną i optymistyczną osobą, ale zawsze należy pamiętać o "drugiej stronie medlau".
- Cześć Abbie - uśmiechnął się i to dość szczerze, co znacznie mnie zbiło z tropu co ogólnie mam myśleć - To jest Cindy - Wskazał na zgrabną dziewczynę z perfekcyjnym makijażem, która najwidoczniej nie była szczęśliwa z powodu przypadkowego spotkania
Nie wiedziałam co z siebie wydukać, więc powiedziałam zwyczajne :
- Dawno się nie widzieliśmy
- Tak, bardzo dawno. Kiedyś musisz mnie odwiedzić, poznam z tobą pewne osoby - zabawnie poruszył brwiami, ale naszej konwersacji nie pozwoliła dokończyć niejaka Cindy, która zaczęła ciągnąć Lou w stronę parku i wygłaszać mu kazanie na temat wierności w związku - Masz mój numer ! - krzyknął jeszcze z oddali
- Tak... - szepnęłam cicho do siebie i postanowiłam skierować się ponownie w stronę domu


_______________________________________

No to tak krótko, czy też nie, ale chociaż jest. Rozdział podoba mi się tak... w miarę. Żadnych rewelacji. Nie mam pojęcia czy mam jakikolwiek talent pisarski i czy ogólnie nadaję się do tej roboty, ale szczerze mówiąc nie bardzo mam co robić wieczorami. W roli ścisłości to wszyscy bohaterowie są w tym samym wieku (17l.), poza Louisem, który raz nie zdał, więc jest w tej samej klasie. Dzień opisywany w tym rozdziale to sobota :D

Twiter : @eatcarrotsordie

.Prolog.

Pamiętam jeszcze jak było kiedyś. Zawsze miałam dla każdego czas,
a w moim charakterze nie było nawet odrobiny chamstwa. Nie wierzyłam w miłość, mimo, że byłam do kogoś bardzo przywiązana. Miałam czas dla każdego, gdy miał problem zawsze byłam tą, która mówi "będzie dobrze" i szczerze w to wierzyłam. Nie piłam, nie paliłam, nie ćpałam i nawet nie myślałam o tym, żeby zacząć. Chciałam być inna niż wszyscy, nie stosując się do żadnego wzorca, chciałam wygrać życie. Jednak okazało się to zbyt trudne. Wszystko, dosłownie WSZYSTKO się zmieniło.



_____________________________________
Prolog to zwykły cytat, ale wydaje mi się, że jak najlepiej oddaje charakter tego opowiadania. 
Zaraz dodam 1 rozdział. 
xoxo
@eatcarrotsordie


.Bohaterowie.

Dzięki za wejście na mojego bloga ^,^
Nie jestem jakąś wybitną pisarką, ale mam pewien pomysł na to opowiadanie i czuję, że nie porzucę go tak szybko jak poprzednie. Nie liczę na milionową oglądalność, ale mam nadzieję, że chociaż kilka osób będzie miało ochotę to czytać. Tak jak chyba każda osoba która prowadzi jakiegokolwiek bloga proszę o komentarze pod notkami, bo to mnie jakoś motywuje do roboty : D
W notatniku na moim komputerze mam już napisane 2 rozdziały i prolog, ale nie dodam ich tak od razu. Za bardzo się chyba rozpisuję.
Twitter : @eatcarrotsordie