poniedziałek, 28 maja 2012

.Rozdział 4.

*Oczami Abbie*


Zanim się zdążyłam obejrzeć już przekroczyłam próg mojego domu i zatrzasnęłam za sobą drzwi. Mama widząc moją mało rozentuzjazmowaną minę stanęła mi na drodze i usiłowała wydusić ze mnie o co mi konkretnie chodzi. Wyraźnie to zignorowałam wysyłając jej znaczące spojrzenie, co najwidoczniej ją przekonało. Wchodząc do mojego pokoju zahaczyłam wzrokiem o moją szkatułkę ze świstkiem papieru, ale nie miałam najmniejszej ochoty jej otwierać. Opadłam na łóżko i zaczęłam myśleć.To takie bez sensu. Bez przerwy żyję przeszłością nie zwracając uwagi na teraźniejszość, co sprawia, że moja przyszłość zapowiada się coraz gorzej. Co z tego, że kiedyś byłam głupia i popełniłam błąd. Urodziłam kiedys dziecko, które obecnie nawet nie wiem gdzie jest, i być może mam czasami wyrzuty sumienia, ale wiem, że zapewne nadal żyje bo jest w dobrych rękach.
Uśmiechnęłam się do siebie trochę to wymuszając i zasnęłam.

***

Ze snu wyrwał mnie głośny śmiech i opadająca prosto na mnie Alice. Przetarłam oczy i przez mgłę starałam się odczytać godzinę na zegarku. Była dokładnie piąta nad ranem.
- Jak ty tu weszłaś ? - ziewnęłam i wlepiłam wzrok w moją kompletnie pijaną przyjaciółkę
- Przecież wiem gdzie trzymasz klucze - Alice zaczęła rozglądać się po pokoju w poszukiwaniu obiektu, na który mogłaby zwymiotować
Zrobiło mi się jej szkoda, a zarazem niedobrze na jej widok, chociaż kiedyś właśnie tak wyglądała moja codzienność.
- A po co tu przyszłaś ? - przymknęłam lekko oczy
- No bo jakoś tak. I źle się czuję. I poznałam cudownego bruneta. - rozmarzyła się Alice - Miał na imię... Emm... - zaczęła się zastanawiać
- Czyli z kolejnym się przespałaś i nawet nie pamiętasz jego imienia ? - zaśmiałam się i szczerze mówiąc wcale mnie to nie zadziwiło
Czasami brakowało mi tego, że nie pamiętałam tego co się cały dzień działo i tego zadziwienia rano, jak leżał obok mnie jakiś półnagi i dość przystojny facet. W sumie patrząc z tamtego punktu widzenia to było dość fajne. Nie wiem sama dlaczego teraz nie potrafię się po prostu dać ponieść emocjom.
- Zayn ! - nagle wykrzyknęła Alice po przemyśleniach o tym, jak na imię miał boski brunet
Na początku się trochę zdziwiłam, ale w sumie to była dla mnie codzienność. Klasyczny schemat : Alice do mnie przychodzi, opowiada o cudownym mężczyźnie, który miał okazję ją przelecieć, a potem go i tak nigdy więcej nie spotyka.
Raczyłam nic nie mówić o tym, że znam Zayna i po prostu uśmiechnęłam się do przyjaciółki, która wyjęła spod swojej kurtki piersiówkę wypełnioną Jack'iem Daniels'em i wyciągnęła w moją stronę.
- Chyba nie - spojrzałam na nią kątem oka lekko odwracając głowę
- Przestań, uciekasz przed sobą. Ta teraz, to nie ty - mrugnęła do mnie, położyła trunek przede mną i wyszła z mojego pokoju przez okno.
Alice miała tendencję do opuszczania mnie i urywania chwil w dziwnych momentach, ale w sumie zawsze mi pomagała i miała zazwyczaj rację, więc nie mam jej tego za złe.
Wzruszyłam do siebie ramionami i nim się obejrzałam opróżniłam całą zawartość "naczynia", a we wnętrzu siebie czułam przyjemne ciepło. Kręciło mi się w głowie i nie wiedziałam co się dzieje, Przypomniało mi się wszystko co działo się kiedyś. Chciałam spróbować tego znowu. Chwiejnym krokiem poszłam do kuchni i kilkoma dużymi łykami opróżniłam do połowy butelkę z whiskey, a później puszkę piwa. Z kieszeni wyjęłam telefon i wykręciłam numer Louisa.
- Przyjedź po mnie - wyszeptałam do słuchawki po usłyszeniu cudnego głosu Lou
Szybko rozłączyłam się i w samej pidżamie składającej się z zbyt luźnej koszulki i fig wybiegłam na dwór i kierowałam się w kierunku, z którego miał pojawić się Lou.

*Oczami Louisa*

Jadąc samochodem rozglądałem się za smukłą postacią idącą zapewne chwiejnym krokiem po chodniku, albo po środku jezdni. Po pewnym czasie ją zobaczyłem. Śmiała się do samej siebie, ciągle się potykała, a włosy opadały na jej twarz. Kiedy zatrzymałem się przy niej usiadła na siedzeniu obok mnie i przez chwilę przyglądała mi się nieruchomo.
- No co ? - przyglądała się mi z przygłupawą miną i ustami wygiętymi w ironiczny uśmiech
- Nic nic - wymamrotałem i odchrząknąłem ruszając dalej
Przez dłuższy czas nie odzywaliśmy się do siebie, jedynie Ab mamrotała coś pod nosem, jednak regularnie spoglądaliśmy na siebie kątem oka.
  Szczerze mówiąc, to sam nie wiem dlaczego ją zostawiłem. Patrząc teraz na nią, widzę co straciłem i jak zdążyła się stoczyć przez ten cały bieg zdarzeń. Widząc ją z potarganymi włosami, chudziutką i śmiejącą się ze świata uświadomiłem sobie co straciłem, ale przecież nie zamierzałem całemu wszechświatowi wylać wszystkich moich uczuć i przemyśleń.
- A pamiętasz jak się kochaliśmy ? - Abbie przygryzła wargę i położyła rękę na moim kolanie, co wydało mi się conajmniej niezręczne
- Mhmm... - nadal byłem wpatrzony w drogę przed sobą, chociaż już mniej skoncentrowany z powodu przystawiającej się do mnie byłej dziewczyny
- Fajnie byłoo - uśmiechnęła się do mnie i ponownie pogładziła moje kolano kierując przy tym ręką ku górze - Kiedy byłeś przy mnie, rzeczywistość była lepsza niż sen
Może to wydać się chamskie, ale tylko się na nią spojrzałem i uśmiechnąłem jak najszczerzej potrafiłem.
- No fajnie. - tylko to zdołałem z siebie wydukać zastanawiając się, czy przypadkiem nie wykorzystać kompletnie pijanej dziewczyny od której bije urodą
- No i potem urodziła się Jane. Pamiętasz Jane ? Nie.. Nie pamiętasz. Śliczna była, taka mała - Abbie zaczęła się rozczulać, ale nie wiedziałem za bardzo o co chodzi, czego można było się omyśleć po moim wyrazie twarzy
- Jane, twoja córka, po tobie była taka śliczna - pocałowała mnie w policzek
Nie mogłem uwierzyć. Nie zwracając uwagi na resztę świata zatopiłem się w przemyśleniach, a ostatni dźwięk jaki usłyszałem był piskiem opon i trąbieniem przez uderzający w nas samochód.

____________________________

Ta, myhym. Wyszłam z wprawy w pisaniu i ten rozdział to CHYBA kompletna porażka. Po długiej przerwie nikt pewnie nie pamięta o tym blogu, ale przypomnę trochę na twitterze. Napiszcie (jeśli to czytacie) co sądzicie o tym rozdziale czy coś, jakieś uwagi, bo ja umieram z powodu mojego zahamowania w wenie twórczej, a to mi może by dało coś do myślenia >.<

@eatcarrotsordie